piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 2

- Nie chciałem ciebie wystraszyć, ale... przeprosić za niezbyt fajne widoki...
- Wiesz co Louis? Te przeprosiny to wiesz gdzie możesz wsadzić... a teraz sorry, ale idę do mojej klaczy.
- No, ale Blue! Wybacz!
- Zachowujesz się jak małe dziecko... spadaj stąd... - skierowałam się w stronę ministajni.  Zephyra już stała i czekała na mnie.
  W kącie był koszyk z marchewkami. Wzięłam jedną i dałam jej. W sumie nie miałam co robić, bo wszystko było wyczyszczone, więc poklepałam jej lśniącą szyję i wyszłam.
  Robiło się coraz ciemniej, wzięłam do ręki moją nawet niezaczętą lekturę i wróciłam do pokoju.
  Było jakoś dziwnie cicho, może poszli spać... Wzięłam znów do ręki pamiętnik i mój ulubiony długopis, i zaczęłam pisać.
"Pamiętniczku... nie, to zły wstęp...może Cześć? W każdym razie... piszę dziś już drugi raz...tym razem chodzi mi o to, że źle zachowałam się w stosunku do Tomlinsona... lubię go, jest chłopakiem w moim typie; nie dosyć, że przystojny to: mądry, miły, bezbronny oraz utalentowany. I to jak! Pisze książki. Kilka już wydał... Fantasy, horrory - ogólnie  ciekawe. Czemu mówię, że w moim typie? Chodzi o to, że... Hmm... lubię takich chłopaków... dobra, dobra... prawda jest taka, że od kiedy go poznałam, jest jakoś inaczej ze mną... Podoba mi się... to chciałam powiedzieć..." - ponownie rzuciłam zeszyt i długopis na łóżko. Jakoś nie chciało mi się nic robić, więc umyłam zęby, ciało, wskoczyłam pod kołdrę i zasnęłam.

***24 czerwca***

  Pobudka o 7:30 to u mnie normalka. Przede wszystkim dlatego, że dziś mam szkołę. Emily i Lou śpią zazwyczaj do 11:00. Dziś pierwszą lekcję mam na 9:00, a ostatni dzwonek usłyszę o godzinie 12:30. Lekcje w miarę ciekawe: historia, plastyka, muzyka i WF.


 Wychowanie fizyczne było pierwsze. Grałyśmy z dziewczynami w siatkówkę. Moja drużyna wygrała 2:1. Po meczu poszłyśmy się odświeżyć, a następnie ubrałyśmy się.
  Teraz plastyka. Dziś mieliśmy w programie rysowanie zwierząt. Nie ma opcji, rysuję Zephyrę.

  Na końcu lekcji każdy prezentował swoje dzieło. Moja klasa jest bardzo utalentowana w kwestii rysowania, malowania.
  Większość szkicowała psy, koty lub owce. Ja jako jedyna narysowałam konia. Dostałam kolejny raz A*. Lubię ten przedmiot, więc staram się jak najbardziej.

Historia? Może być. Jestem bardziej humanistką niż ścisłowcem (co nie znaczy, że nie lubię fizyki, chemii, matmy itp). Dziś była ostatnia lekcja z działu pt." II wojna światowa". Znów słuchanie o tych brutalach. Mówię oczywiście o Hitlerze, Stalinie i Mussolinim.
  Na zajęciach mieliśmy wypełniać ostatnie strony z ćwiczeń. No to bierzemy się do pracy...

  Na szczęście po historii mamy zawsze muzykę, więc umysł sobie odpocznie. Nie powiem, mam trochę tego talentu. Potrafię śpiewać, gram też na gitarze i pianinie. Nikt oczywiście w rodzinie nie docenia tego, że robię te wszystkie rzeczy: uczę się, gram na instrumentach, jeżdżę konno, ładnie rysuję, sprzątam dom, jakbym była jakąś sprzątaczką...
  Właśnie do klasy weszła panna Wright, nasza nauczycielka muzyki. Dziś niestety sobie nie pośpiewamy, ale na ostatniej lekcji mówiła coś o jakiejś niespodziance...
- Dzień dobry, możecie usiąść. Jak już wspomniałam w zeszłym tygodniu, dziś powiem wam niespodziankę. Jak wiecie, dokładnie za tydzień jest koniec roku szkolnego. Został tydzień czasu. Z panią dyrektor stwierdziłyśmy, że może by ktoś z was zaśpiewał piosenkę, którą wybierzemy?  - głucha cisza.
- No? Ktoś chętny? Nikt? To spytam w innej klasie...
- Ja! - poczucie chwili, musiałam się zgłosić.
- Blue Star? Jesteś pewna? Nigdy nie słyszałam jak śpiewasz, chociaż uczę cię już 3 lata.
- Dam radę, tylko musi mi pani dać szansę.
- Dobrze Blue, porozmawiamy po lekcji. Zajmie to kilka minut. A teraz szanowna klaso... skoro to ostatnia lekcja muzyki to co chcecie robić? - usiadłam z powrotem w ławce i siedziałam cicho. Nie interesowało mnie co będziemy robić. Teraz myślałam nad tym, czy zrobiłam dobrze. W końcu nigdy nie śpiewałam przed publicznością większą niż ja sama przed lustrem w pustym domu...eh... czuję, że będę tego żałowała...

  Na szczęście nie musiałam się bić z myślami długo, bo po 10 minutach lekcja się zakończyła.
  Wyszłam z klasy jako pierwsza. Nie chciałam, żeby mnie zaraz wyśmiali, że tak naprawdę będę śpiewać dla popularności, a nie umiem i te sprawy. Niech się nie martwią, bo zdałam już maturę (jestem rocznik do przodu) i idę na studia... tylko jeszcze nie wiem jakie. Mam 2 miesiące na przemyślenia.
  O dziwo nikt mnie nie zaczepił. Wręcz przeciwnie... wszyscy wokół się uśmiechali, a jedna osoba powiedziała nawet, że życzy mi powodzenia.
  Weszłam do pokoju nauczycielskiego i po krótkim monologu panny Wright o tym co będę śpiewać, oświadczyłam, że muszę już iść.
- Dobrze Blue, próba w poniedziałek o 6:30.
- Ale mam lekcje na 10:00!!
- Tym lepiej, próba będzie trwała dłużej.
- Do widzenia. - teraz żałuję, że się zgodziłam.
  Wyszłam ze szkoły, a przed nią, a to niespodzianka...stał...moment...Jezu! Nie wierzę!

__________________________________
Hejka, witam po długiej przerwie. Przepraszam, ale na śmierć zapomniałam, żeby opublikować rozdział. No to... do nexta.
            CZYTASZ? SKOMENTUJ


*A - najwyższa ocena wystawiana w Anglii. Polska szóstka.